Czy współczesna żywność jest bezpieczna?

Nowe zagrożenia w produkcji żywności były przedmiotem badań przedstawionych na Narodowym Kongresie Żywieniowym.

Produkcja żywności stała się przemysłem. W ostatnich dekadach poprawiły się warunki higieniczne produkcji żywności, ale równocześnie pojawiły się nowe zagrożenia m.in. zanieczyszczenie środowiska, leki stosowane w hodowli zwierząt, środki ochrony roślin, groźne patogeny.

Ale czy można hodować dziś zwierzęta bez stosowania leków?

Jeśli taka hodowla ma być opłacalna, to praktycznie jest to niemożliwe – tłumaczył podczas V Narodowego Kongresu Żywieniowego dr Wojciech Karlik ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. – To wynika z dużego zagęszczenia zwierząt w produkcji, tego, że trzeba dbać o standardy higieny w hodowli zwierząt i stosowanie szczepionek. Zawsze jest wiele sytuacji w hodowli, kiedy trzeba zastosować leki weterynaryjne. Około 40 proc. leków, jakie się stosuje, to są szczepionki, 30 proc. to antybiotyki, 15 proc. – leki przeciwpasożytnicze, 10 proc. – leki przeciwzapalne, a 5 proc. – leki do regulacji cyklu  płciowego. Najwięcej antybiotyków stosuje się przy produkcji drobiu – stanowią one nawet 90 proc. wszystkich leków!

W Polsce w hodowli zwierząt stosujemy ok. 750 ton antybiotyków na rok. Pod tym względem jesteśmy na czwartym miejscu w Europie: za Hiszpanią, Włochami i Niemcami.

W przemysłowej produkcji mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego nie obejdzie się bez leków, ale stosujemy ich za dużo. – 75 proc. krajów UE stosuje ich mniej. Niestety, w ostatnich latach w Polsce ten trend narasta. U Hiszpanów, Włochów i Niemców jest malejący, a przykład Holandii pokazuje, że w ciągu dwóch lat można o połowę zredukować zużycie antybiotyków – mówi dr Karlik. Istnieją okresy karencji, kiedy należy zaprzestać stosowania wszelkich leków, by ich pozostałości nie było już w produkcie przeznaczonym do sprzedaży. Pilnują tego odpowiednie organy.

Wg Wojciecha Karlika: – Mamy dobry program krajowy do monitorowania pozostałości leków. W Polsce wygląda to tak, że w ciągu ostatniej dekady na blisko 11 tys. 300 próbek pobranych z produktów zwierzęcych w 44 z nich stwierdzono przekroczenie zawartości poziomu antybiotyków – najczęściej była to doksycyklina. Antybiotyki najczęściej stwierdzane są w mięśniach kurcząt i w miodzie. Problem nadużywania antybiotyków w rolnictwie istnieje. Nawet jeżeli w mięsie, mleku czy jajkach, nie ma pozostałości antybiotyków, to zostały one w ogromnej ilości użyte w trakcie hodowli. Napędza to powstawanie antybiotykoodporności wśród bakterii w środowisku.

A co z pestycydami, czyli środkami ochrony roślin?

Tu jest podobnie. Wyżywienie ludzkości bez środków ochrony roślin jest teraz niemożliwe. Niewątpliwie bez ścisłych regulacji ich stosowanie zagrażałoby zdrowiu ludzi, a także środowisku – mówił podczas Kongresu dr hab. Paweł Struciński, kierownik Zakładu Toksykologii i Oceny Ryzyka Zdrowotnego NIZP-PZH.

Wyniki badań pokazują, że 96 proc. żywności na rynku nie przekracza NDP, czyli najwyższego dopuszczalnego prawnie poziomu pozostałości pestycydów w żywności lub na jej powierzchni. Produkty, w których najczęściej stwierdza się znaczne ilości pestycydów, to rodzynki, herbata, owoce cytrusowe, winogrona i gruszki.

Na polskim rynku bez jakichkolwiek pozostałości pestycydów jest ok. 50 proc. żywności.

Podobne wnioski płyną z raportu, który Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) opublikował pięć lat temu. Badania objęły blisko 81 tys. próbek żywności pochodzących z rynków 27 krajów Unii Europejskiej (bez Chorwacji) oraz z Islandii i Norwegii. Dwie trzecie z nich wyprodukowano z żywności pochodzącej z upraw i hodowli w Europie, reszta to żywność importowana i sprzedawana w Europie. Badane produkty to były m.in.: owoce, warzywa, zboża, nabiał, mięso i wino. Zostały sprawdzone pod kątem obecności 685 pestycydów. Ślady więcej niż jednego pestycydu znaleziono w sumie w przeszło 27 proc. przebadanych próbek. Natomiast tylko w 1,5 proc. z nich stężenie pestycydu(-ów) przekroczyło normy dopuszczalne w UE. Z badania wynika też, że mniej zatruta środkami ochrony roślin jest żywność pochodząca bezpośrednio z upraw i hodowli w Europie. Tylko w 1,4 proc. próbek takiego jedzenia zawartość pestycydów przekraczała dopuszczalne normy.

Stosowanie pestycydów niewątpliwie jednak wpływa na środowisko i zamieszkujące w nim organizmy. Głośnym przykładem są neonikotynoidy – pestycydy przypominające budową nikotynę. Skrapia się nimi nie pola, ale nasiona. Dzięki temu trucizna rozprzestrzenia się po całej roślinie. Kiedy przedostanie się do organizmu owada, łączy się z receptorami w jego mózgu, zaburzając działanie układu nerwowego.

Pestycydy są wymierzone w szkodniki, czyli owady zagrażające uprawom, jednak w praktyce szkodzą wszystkim owadom mającym styczność z zatrutą nimi rośliną. W ostatnich latach ukazało się tak wiele badań na temat szkodliwości neonikotynoidów dla pszczół i innych owadów zapylających, że Unia Europejska zakazała stosowania w otwartych uprawach trzech z tych pestycydów – klotianidyny, imidakloprydu i tiametoksamu. Jednak ówczesny minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski – zarówno w ubiegłym roku, jak i w tym – wbrew unijnemu zakazowi zezwolił na stosowanie tych preparatów w uprawach rzepaku.                            

Smog i plastik

Żywność jest też zanieczyszczana przez smog. Na wniosek Krakowskiego Alarmu Smogowego naukowcy z Laboratorium Analiz Śladowych Politechniki Krakowskiej kilka lat temu zbadali jaja pochodzące od kur z wolnego chowu z czterech miejscowości Śląska i Małopolski. Okazało się, że zawartość szkodliwych dioksyn w żółtku jajka była przekroczona kilkukrotnie. Zawartość dioksyn w żywności może mieć związek ze smogiem, a skażenie gleby i roślinności w okolicy gospodarstw może następować w wyniku opadania z kominów szkodliwych pyłów, a także przez popiół z pieców. Dioksyny pochodzą ze spalania w domowych kotłach słabej jakości węgla oraz śmieci, zaburzają gospodarkę hormonalną, obniżają odporność, zdaniem części naukowców mogą też działać rakotwórczo.

To, co jemy, to nie tylko żywność, ale też plastik. Naukowcy znaleźli drobinki mikroplastiku w kale ludzi z ośmiu państw całego świata, w tym u Polaków. Najbardziej powszechne były ziarenka polipropylenu (PP) i politereftalanu etylenu (PET).

Nie ma na razie wielu badań dotyczących szkodliwości tworzyw sztucznych dla zjadających je organizmów. Wiadomo jednak, że niektóre rodzaje plastiku są szkodliwe, bo np. rozregulowują układ hormonalny (jak bisfenol A – BPA). Gromadzące się w naszym układzie pokarmowym plastikowe drobinki mogą zakłócać jego pracę i np. powodować reakcję układu odpornościowego albo przenosić toksyczne związki chemiczne czy patogeny.