Mleko i produkty mleczne tanieją , ale tylko u producenta.

Rynek krajowy się nasycił a eksport wyhamował. Spółdzielnie mleczarskie mają pełne magazyny, często masło i mleko w proszku sprzedają odbiorcom hurtowym za bezcen oraz są zmuszeni obniżać ceny skupu mleka rolnikom/dostawcom/. Nie licząc pokrętnych często promocji, na rynkowych perturbacjach w nikłym stopniu korzystają polscy konsumenci, bowiem ceny detaliczne niewiele się obniżyły.

Problem dostrzega Komisja Europejska. Uruchomiane są mechanizmy dopłaty do prywatnego przechowywania mleka i jego przetworów, mięsa wołowego, mięsa baraniego i koziego. Od 7 maja do końca czerwca można składać wnioski o takie dopłaty. Uczestnikiem mechanizmu może być przedsiębiorca mający siedzibę i zarejestrowany dla celów VAT na terenie Unii Europejskiej. Okres przechowywania wynosi nie mniej niż 90 dni i nie więcej niż 180 dni.

Mleczarze mówią, że śmietany i masła nikt nie chce brać, bo magazyny są przepełnione. Mleczarnie sprzedają masło po 12 zł za kg, czyli ok 50 % ceny z roku poprzedniego. W sklepach konsumentom trudno to zauważyć ( za kostkę 200 gr masła za 5,90).

Prezes zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Waldemar Broś, ocenia bieżącą sytuację jako złą, 10% spółdzielni jest już zagrożonych.

Mleczarnie specjalizujące się w produkcji masła, sera i mleka w proszku są w trudnej sytuacji, te od galanterii (serki smakowe, twarogi, jogurty, kefiry) w nieco lepszej.

Bardzo spadła cena mleka tzw. przerzutowego, mleka, którym mleczarnie handlują między sobą. To przerzutowe mleko staniało z 1,3 zł do 1,05 za litr. Firmy, które kupują mleko od mleczarni i przerabiają je na sery czy twarogi, mają problem ze zbytem swoich towarów i ograniczyły produkcję.

Teraz przeciętnie w kraju rolnicy dostają 1,25 zł za litr mleka.

Spadku popytu krajowego nie objaśnia zamknięcie hoteli i restauracji z powodu COVID - 19, bo winno to mieć wyraz we wzroście zakupów gospodarstw domowych. Problemem jest spadek eksportu, w tym jego struktura, tj. dużo półproduktów typu mleko w proszku (w workach), masło mrożone w blokach po (15- 20 kg) a tym samym słaba  pozycja u konsumenta zagranicznego. Zakłady mleczarskie jednocześnie pracują pod presją wirusa, przestrzegając narzuconych reżimów sanitarnych. Pracują w stresie, bo jeśli ktoś z załogi zachoruje, to zakład trzeba zamknąć i produkty na jakiś czas staną się niesprzedawalne.

Zawirowania na rynkach rolnych nie są niczym nowym, ale w okresie kryzysu gospodarczego są szczególnie niebezpieczne. Tak było m.in. w 2009 r. gdy kapitał  wycofywany z innych rynków, np.: surowcowych, nieruchomości, finansowych, doprowadził najpierw do szybkiego wzrostu cen podstawowych produktów rolnych (zwłaszcza zbóż) a wkrótce do ich gwałtownego spadku. Stracili na tym producenci żywności, zyskał handel i podmioty dokonujące przechowywania, obrotu i transakcji terminowych na dużą skalę. Trzeba także przypomnieć iż na polskim rynku ceny detaliczne żywności tylko nieznacznie się obniżają w okresach spadku cen skupu mleka, żywca i zbóż od rolników. W przypadku rozchwiania rynku, marże w handlu rosną. Stąd przy okazji rzeczywistych zmian popytu – dochodzi do zakupów spekulacyjnych, które rozregulowanie rynku pogłębiają. Wówczas konieczna staje się interwencja rynkowa z użyciem środków publicznych krajowych lub unijnych, by stabilizować rynek w ochronie konsumentów i producentów. Ale nie są to działania szybkie i w pełni skuteczne, więc cześć producentów słabszych rynkowo i ekonomicznie z rynku wypadnie. Przed nami jest więc okres przyśpieszonej konsolidacji i przejęć - oby jak najmniej upadłości. Wiele podmiotów z branży spożywczej w Polsce, jeśli nawet dysponuje nowoczesnym wyposażeniem – nie jest dość silna ekonomicznie. Organizacyjne rozdrobnienie w okresach dekoniunktury przyczyniało się dotychczas bardziej do nasilania wzajemnej konkurencji niż do rozwoju kooperacji i współpracy w ramach branży. Oby tym razem było inaczej.